Kilka tygodni temu świat obiegła wieść o wyczynie Jima Walmsleya z drużyny (firmy?), której reklamy z racji swoich przekonań robił nie będę. Wyżej wspomniany, popularny i znany na całym świecie biegacz, ustanowił rekord świata w biegu na 50 mil w Sacramento w stanie Kalifornia z czasem 4.50.08! Gdybyś zastanawiał się co było celem zorganizowanego biegu to podpowiem, nie była to rywalizacja sportowa 😜 a promocja obuwia. Wyobrażam sobie jak wielka determinacją w dążeniu do celu wykazali się uczestnicy ,,zawodów,,. Nie mam tutaj na celu absolutnie instruować kogokolwiek, bo czasy ciężkie a pieniądze, nie ukrywajmy, są ważne ale czy za cenę zdrowia lub życia. Jako nieodżałowany fan tegoż obuwia, które zwróciłem po trzech tygodniach, stwierdzam bezstronnie iż same nie pobiegną. 😜

Jako wielki fan tego zawodnika (w dalszym ciągu) rozumiem na jakiej zasadzie działa marketing, mimo iż się z tym do końca nie zgadzam. Do pewnego stopnia machina ta jest akceptowalna, tak więc idąc dalej…
Ekscytacjom nie było końca gdy ten sam zawodnik ukończył 100 km bieg z czasem 6.09.26 osiągając średnie tempo 3.41 na kilometr i ostatecznie zabrakło mu 12 sekund do pobicia obecnego rekordu Japończyka Nao Kazami z 2018 roku.
Idealnie skrojone pod media, kolejny rekord wszech czasów. 😃 W poprzedzającym roku trzy marki próbowały łamać kolejne bariery. Zaczynając od słynnego breaking2 kończąc na kompani biegowej znanej amerykańskiej marki odzieży sportowej. Cyrku nie ma końca…
Podsumowując chciałbym przytoczyć artykuł który jest sednem tego co pisałem wyżej.

PS. Gdzie biegamy w weekend?